Odcinek 74

Najstarszy posterunkowy Kuciak rozparł się wygodnie w miękkim obrotowym fotelu i szeroko ziewnął. Po niespodziewanym awansie otrzymywał coraz bardziej odpowiedzialne zadania. Już nie tylko deptał mieszczneńskie chodniki, jego lśniący służbowy rower też od kilku dni pokrywał się kurzem w jednej z cel podręcznego aresztu. Dziś już po raz kolejny zajmował ważne stanowisko dyżurnego całego komisariatu. Gdy o szesnastej głównodowodzący komendant opuścił pachnący dyscypliną i odpowiedzialnością budynek, Kuciak poczuł na barkach ciężar odpowiedzialności za bezpieczeństwo Mieszczna i okolic.

Zdjął z ramion mundurową marynarkę pamiętającą czasy późnego Gierka i ruchem podpatrzonym kiedyś w kinie wyciągnął nogi na pulpicie migającym dziesiątkami lampek. Rzucił okiem na lśniące ekrany monitorów.

- Eee, nic ciekawego - nacisnął guzik pilota i na ekranie zawirowały pary w siódmej powtórce "gwiezdnego baletu". Z uznaniem przyglądał się rytmicznym podskokom i wygibasom. Przyjemne chwile zakłócił dzwonek telefonu.

- Dyżurny Śli... to jest Kuciak, słucham!

- Policja?! - sprawdził kobiecy głos.

- Nie, święty Mikołaj! - westchnął - co się stało?

- Panie, zróbcie z tym w końcu porządek! Tak już nie może dłużej być!

- Masz rację, kobito - westchnął Kuciak - ale z tym to raczej do sejmu. Tu jest tylko komisariat.

- Coś pan! Z kondomami do sejmu?! W kiosku na Łokietka gówniarze wykupują! Nieletni, rozumie pan!

- I co dalej? - zaciekawił się straszny posterunkowy - Używają?

- I to jeszcze jak! Na ławce w parku!

Kuciak szybko naciskał kolejne klawisze na konsoli, włączając liczne kamery zainstalowane w różnych punktach Mieszczna. Na ekranie ukazała się w końcu zacieniona parkowa alejka. Trzech młodych ludzi z twarzami ukrytymi w szerokich kapturach sprawnie operowało dużą strzykawką, napełniając kolejne gumowe niezbędniki farbą z otwartej puszki.

- Bawią się, gówniarze - skrzywił się zawiedziony dyżurny. Liczył na coś stosunkowo ciekawszego.

- No i co, co zrobicie? - przypomniał o sobie głos ze słuchawki.

- Wysyłam zaraz oddział komandosów. Niech pani ucieka stamtąd, bo może być gorąco! - Kuciak z zadowoleniem ujrzał na ekranie kobiecą sylwetkę w gustownym bereciku szybko oddalającą się poza zasięg kamery. Postanowił rozejrzeć się po Mieszcznie. Włączył podgląd na znaną mu doskonale bramę przy rynku. Pomimo późnej pory Łajza i Morda jeszcze stali, oferując spóźnionym amatorom tanie zestawy bezakcyzowych lizaków z prywatnego importu. Kolejne kliknięcie ukazało na ekranie nowo wyremontowane skrzyżowanie przed pocztą.

- Spokój... Oby tak do rana. - poprawił się na fotelu. Zwrócił uwagę na czarnego "merola" zaparkowanego pod pobliskim barem. Poprawił ostrość i wykadrował numery rejestracyjne.

- Ooo, sam Dyrektor na małej kolacyjce! - dobrze znał ten samochód. - Ciekawe z kim?

Mało dotąd używany policyjny instynkt kazał mu obrócić wokół obiektywem kamery. Zza narożnego marketu wystawał przód jasnej toyoty.

- Długal...? Niech mnie kaczka kopnie!

Przydały się długie lata pracy na krawężniku. Znał dokładnie wszystkie samochody co znaczniejszych obywateli Mieszczna. W tym momencie, spoglądając z niepokojem na zegarek, do baru wbiegł Prezes.

Kuciak zachęcony powodzeniem włączał kolejne kamery, przeczesując śródmieście. Skupił się na kilku zbliżeniach efektownych nastolatek wychodzących z kina, gdy w polu widzenia przewinęły się znane mu już trzy zakapturzone sylwetki. Jedna z nich niosła sporą reklamówkę, której zawartości Kuciak nie musiał się specjalnie domyślać.

- Dobra rzecz taki monitoring - uśmiechnął się prowadząc całą trójkę spod oka jednej kamery pod drugą. Dotarli w ten sposób pod drzwi wcześniej już oglądanego baru. Jeden, z reklamówką wszedł do środka, a dwaj pozostali oparci o żółte barierki zabawiali się pluciem do celu. Po kilku minutach ich kolega wyszedł z baru i z radością pokazał z daleka banknot. Chuchnął na niego i schował do kieszeni.

- Coś się święci... - wyczuł nieomylnym instynktem starego psa. Poprawił się w fotelu.

- Żeby tylko nie urwali mi się poza zasięg - już chciał nacisnąć przycisk i powiadomić zmotoryzowany patrol, gdy uświadomił sobie, że o tej porze właśnie koledzy przewożą worki z kapustą do piwnicy samego szefa.

- Lepiej nie przeszkadzać, dam sobie jakoś radę - znów wlepił wzrok w ekran. Zapadł już wczesny zmrok, ale nowoczesne kamery doskonale spełniały swoje zadanie. Zakapturzeni, śmiejąc się i nawzajem potrącając, zeszli do piwnicy pubu "Alabama".

- Trzeba ich jakoś stamtąd wykurzyć - wystukał na klawiaturze dobrze znany numer.

- Alabama? Tu Kuciak, tak dyżurny Kuciak! Znów podajecie piwo nielatom! Zamknę w końcu tę waszą budę! Skąd wiem?! Moja sprawa, ale te dzieciaki w kapturach mają zaraz od was zniknąć! Jasne?

Z satysfakcją widział na ekranie jak młodzi mocno gestykulując wychodzili z pubu.

- Szkoda, że nie łapie dźwięku - uśmiechnął się do siebie i przełączył podgląd na główne skrzyżowanie Mieszczna, gdzie trzech zakapturzonych grzecznie stało na czerwonym świetle rozglądając się wokół. Z wielkiego billbordu spoglądała na nich i całe Mieszczno uśmiechnięta twarz Rysia Bańki.

- Co oni znów kombinują? - nie musiał długo czekać na odpowiedź. Zakapturzeni zniknęli na chwilę za wątłymi krzaczkami, a wnet uśmiech Rysia rozciągnął się w spływających po nim długich czarnych smugach.

Kuciak wykazał się niezwykłym w jego wieku refleksem. Z ekranu zniknął widok z kamery, a pojawiło się telewizyjne studio w trakcie kolejnej dyskusji o naprawie. Dyżurny głęboko ziewnął. - W końcu jesteśmy apolityczni...

Marek Długosz


Wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2006.10.18