ŚLADY AFERY TRAMPKOWEJ

Jak pisaliśmy dwa tygodnie temu, do wydziału finansowego i gabinetu skarbnika Starostwa Powiatowego 9 stycznia weszli policjanci, i to bynajmniej nie z kurtuazyjną wizytą. Przeprowadzili rewizję, zarekwirowali komputer i tyle było ich widać. Cała ta sprawa związana była z tzw. aferą trampkową w Miejskim Klubie Sportowym. Nowe władze klubu wykryły niedobory w sprzęcie sportowym, wobec czego powiadomiły o tym policję. Trwa postępowanie prokuratorskie. Prowadzone jest w wielkiej tajemnicy tak, aby nic nie zakłóciło pracy organów ścigania.

Tymczasem jeden z czytelników „Kurka” poinformował nas, że udało mu się natrafić na ślady trampkowej afery i kilka dnia temu odkrył wiele sztuk różnowymiarowego obuwia sportowego, które... wisiało i wisi do dziś najspokojniej w świecie na jednym z drzew rosnących wśród blokowiska położonego przy ul. Sikorskiego - fot. 1.

Teraz należy mieć nadzieję, że prace związane ze śledztwem nabiorą tempa i wktórce zostaną wyjaśnione wszelki okoliczności i zawiłości trampkowej afery.

WDZIĘCZNOŚĆ CO SIĘ ZOWIE

W związku ze wspaniałą grą polskiej reprezentacji na mistrzostwach świata w piłce ręcznej, kibice sportowi zgłosili nam pewną propozycję. Jak powszechnie wiadomo, bohaterem drużyny i kibiców w całym kraju stał się Artur Siódmiak, który w ostatniej akcji meczu Polska - Norwegia strzelił zwycięską bramkę. Jego nazwisko skojarzyło się miejscowym fanom sportu ze wsią, która leży niedaleko naszego miasta. Proponują dokonać niewielkiej, ale istotnej zmiany, polegającej na dodaniu jednej jedynej literki „i” w nazwie miejscowości. Wówczas tabliczka stojąca przed wsią wyglądałaby tak - fot. 2. Zdaniem kibiców byłoby to prawdziwe wyrażenie wdzięczności dzielnemu zawodnikowi i całej polskiej reprezentacji. Co na to mieszkańcy i władze gminy Szczytno?

LODOWE TRAKTY

Główne szosy w powiecie mają nawierzchnie czarne. Podobnie jak i te mniej ważne asfaltówki łączące poszczególne wsie. Tyle że pobocza tych drugich wciąż jeszcze pozostają pokryte zbitym śniegiem lub lodem, dlatego w trakcie mijania należy znacznie zmniejszyć prędkość, aby nie wpaść w poślizg i nie wylądować w przydrożnym rowie. Jeszcze gorzej wyglądają drogi boczne wiodące do tych wiosek, które nie są położone przy asfaltowych szosach. Te gruntowe szlaki są całkowicie pokryte zlodowaciałym śniegiem, przez co jedzie się po nich samochodem, jak po lodowisku. Tak jest w przypadku dróg biegnących od szosy Szczytno - Zabiele do wsi Rudka, Czarkowego Grądu, czy Małdańca. Z kolei zjazd z szosy na leśny trakt prowadzący do tej ostatniej wsi jest wręcz w katastrofalnym stanie - fot. 3.

W zlodowaciałej skorupie w miejscu styku drogi gruntowej z szosą potworzyły się wielkie dziury, wskutek czego zwykłym samochodem osobowym przeprawić się przez tę przeszkodę jest niezmiernie trudno.

„Kurek”, mając sprawę do załatwienia w Małdańcu, długo się głowił, jak przebrnąć przez to fatalne miejsce, najważniejsze jednak, że się w końcu udało.

DZIURY MIEJSKIE

Nieco powiało optymizmem w kwestii dziurawych ulic w Szczytnie. W zeszłym tygodniu pisaliśmy, że niedawna odwilż odsłoniła bezlik wyrw w nawierzchniach miejskich traktów, ale niestety, nigdzie nie było widać żadnych służb próbujących dokonywać jakichkolwiek napraw. Ostatnio pojawiły się jednak brygady remontowe, m. in. na ul. Leyka oraz Chrobrego - fot. 4.

"ELEGANCKI" DOM

W Małdańcu jest posesja o numerze 25, którą stanowi elegancki z wyglądu dom - fot. 5. Kiedyś była to siedziba Leśnictwa Małdaniec, ale w 1973 r. placówka ta w wyniku przeprowadzonej w resorcie reformy została zlikwidowana, a do opustoszałego obiektu wprowadziły się trzy rodziny pracowników leśnych. Wśród nich Kazimierz Pliszka wraz z dziećmi. Ów okazały dom ma bieżącą wodę czerpaną ze studni głębinowej, są tam łazienki i wc, zaś wnętrza ogrzewane są za pomocą pieców kaflowych. Wydawałoby się, że mamy tu pełen komfort. Niestety, rzeczywistość maluje się inaczej.

- Szambo jest uszkodzone i ustawicznie wylewa - skarży się „Kurkowi” Kazimierz Pliszka.

Jak dodaje, stan taki trwa już od około czterech lat - fot. 6. Konstrukcja szamba jest dość skomplikowana, bo od domu ciągną się rury na sporym odcinku, które wpadają do studzienki kontrolnej, dalej jest znowu rurociąg wiodący do następnej studzienki, z której jeszcze za czasów niemieckich nieczystości spływały rowem do lasu. Teraz szambo wybija z pierwszej studzienki, bo gdzieś między nią a tą drugą rury są zapchane lub zapadnięte. Pan Pliszka, jak nam mówił, zwracał się do Nadleśnictwa Szczytno w sprawie naprawy, ale interwencji dotąd się nie doczekał.

- Teraz zimą przykry zapach jeszcze można znieść, ale latem fetor jest nie do wytrzymania - zapewniał nas nasz rozmówca.

W pełni się z nim zgadzaliśmy, bo nawet teraz przy zmrożonym powietrzu, aby jakoś wytrzymać, musieliśmy sobie zatykać nos. Na dodatek tuż obok, bo posesja graniczy z lasem, biegnie leśna ścieżka dydaktyczna. Takie oto zapachowe „atrakcje” czekają na spacerujących nią turystów oraz dziatwę szkolną, która licznie przyjeżdża tu wiosną na lekcje przyrody, by zapoznać się z naturalnym, nieskażonym środowiskiem.

Stare okna i inne bolączki

Mieszkańcy opisywanego domu, wymienione wcześniej trzy rodziny, na które składa się aż 20 osób, skarżą się też i na to, że mają stare, drewniane okna i nieszczelne drzwi, wskutek czego zimą ucieka ciepło z ich mieszkań. Jak powiedział nam Kazimierz Pliszka, choć jego pokoje ogrzewane są piecami kaflowymi (i to wystarcza), to w kuchni jest tylko piec do gotowania, wskutek czego w wielkie mrozy pomieszczenie bywa niedogrzane. Ba, któregoś dnia zamarzła mu nawet woda w garnku.

I jeszcze jedno - w skład posesji, oprócz domu, wchodzi jeszcze stodoła oraz szopa. O ile ze stodoły korzystają wszyscy, to pomieszczenia w szopie zostały lokatorom wypowiedziane. Obecnie korzystają z nich myśliwi, którzy zresztą mają też pokój na piętrze.

W nadleśnictwie

Posesja administrowana jest przez Nadleśnictwo w Szczytnie. Nadleśniczy Janusz Kleszczewski powiedział „Kurkowi”, że mieszkańcy byłej leśniczówki nie mają wliczonej w skład czynszu opłaty za wywóz nieczystości, a więc te sprawy należą do nich. Powinni oni systematycznie opróżniać szambo, aby nie dopuścić do jego zapchania. Muszą też solidarnie uczestniczyć w kosztach związanych z jego oczyszczaniem. Tymczasem, jak dowiadujemy się w nadleśnictwie, mieszkańcy byłej leśniczówki nie bardzo się wywiązują z tego obowiązku, no i dlatego ono wylewa. Co do okien czy drzwi, to Janusz Kleszczewski także uważa, że powinny być one plastikowe. Dom jest stary, poniemiecki, ale na razie nadleśnictwo nie posiada funduszy na przeprowadzenie wymiany okiem. Z kolei sprawa wypowiedzenia pomieszczeń w szopie na charakter bardzo prozaiczny.

- Użytkownicy po prostu nie wnosili stosownych opłat - wyjaśnił „Kurkowi” nadleśniczy. Zalegają oni też z czynszem za lokale mieszkalne, i to za kilka miesięcy. Teraz, kiedy czynsz zmniejszono o kwoty wynikające z tytułu użytkowania stodoły, nadleśnictwo ma nadzieję, że ułatwi to mieszkańcom wnoszenie opłat.

Prosiaczek i kury

Kazimierz Pliszka, przyznaje, że i owszem zalega z opłatami, ale w miarę swoich skromnych możliwości finansowych stara się długi wobec nadleśnictwa spłacać. Na wynajmowaniu pomieszczenia w szopie zależało mu szczególnie. W niedalekiej bowiem przyszłości, jak nam powiedział, kiedy się zestarzeje i opadnie już z sił, wskutek czego nie będzie mógł pracować, w szopce planował hodować prosiaczka i kilka kurek. Ot, tak, aby miał co włożyć wówczas do garnka.