Jurek

Bywalcy wernisaży w Muzeum Mazurskim w Szczytnie, a także plenerowych imprez w Olszynach, zapewne zapamiętali znakomitego gitarzystę i piosenkarza z Warszawy - Jerzego Antoszkiewicza. Jurek wielokrotnie prezentował swój talent w Szczytnie; zarówno z zespołem jazzu tradycyjnego (także w trakcie nocy jazzowej), jak i solo. Podczas własnych recitali śpiewa - z towarzyszeniem gitary - piosenki z całego świata. W kilku językach. A odkąd Szczytno stało się jego ulubionym miastem, wiele miłych wieczorów spędziliśmy tu przy piwku. Nasłuchałem się wówczas ciekawych opowieści o Paryżu, w którym Jerzy mieszkał i pracował w latach 1985 – 1998. Żal byłoby nie przekazać choćby części tych wspomnień moim czytelnikom, zwłaszcza tym, którzy Antoszkiewicza zapamiętali.

W Paryżu, gdzie piosenkę od dawna ceni się nade wszystko, była i jest modna oraz zawsze chętnie słuchana piosenka rosyjska. Zwłaszcza ta dawna, „białogwardyjska” i oczywiście stare romanse w cygańskim wykonaniu. W pięciu paryskich wielkich kabaretach jak „Carewicz”, czy „Rasputin” króluje owa muzyka, przede wszystkim w wykonaniu jugosłowiańskich Romów. To ich sposób śpiewania najbardziej przypadł do gustu mieszkańcom Paryża, wyznaczając obowiązujący styl interpretacji. Ale,że właścicielką wszystkich pięciu kabaretów jest pani pochodząca z Polski, sporej grupie rodzimych artystów udało wcielić się w białogwardyjską osobowość, co najmniej równie skutecznie jak byłym Jugosłowianom.

Oprócz owych pięciu ogromnych lokali, można doszukać się w Paryżu około trzydziestu kabaretowych scenek przy restauracjach, knajpach i knajpeczkach, gdzie słowiańscy i cygańscy wykonawcy umilają biesiadnikom czas śpiewając przedrewolucyjne, rosyjskie szlagiery. Jedną z lepszych, niedaleko wieży Eiffla, przy avenue de la Bourdonais, jest restauracja „Kniaź Igor”. I tam właśnie trafił trzydziestoletni wówczas Jurek.

Minikabaret „Kniaź Igor” cieszy się renomą jednego z najlepszych „rosyjskich” lokali, tymczasem pracują tam prawie sami Polacy. Może dlatego nietrudno spotkać, pośród innych gości, naszych sławnych rodaków.

Do stałych bywalców, w latach Jurkowych koncertów, należał Wojciech Fibak. A odkąd urządził tam swoje urodziny, na które zaprosił Romana Polańskiego, ten ostatni także zaczął odwiedzać „Kniazia Igora”. Tym bardziej, że około pięćset metrów od lokalu mieszkał zaprzyjaźniony z reżyserem Daniel Olbrychski, który należał do najwytrwalszych bywalców kabaretu. Sam zresztą, po wypiciu vodka-orange - wódki z sokiem, czyli tak zwanego „fikołka” - lubił zaśpiewać piosenki Wysockiego lub Okudżawy.

Wspomina także Jerzy słynną francuską piosenkarkę Marie Laforêt, kiedy to któregoś wieczoru wzięła od niego gitarę i zaśpiewała jeden ze swoich słynnych przebojów.

Z dużą sympatią opowiadał mi Jurek o kolejnej bywalczyni „Kniazia” – Monice Jaruzelskiej. Wówczas Jerzy zmieniał styl i śpiewał specjalnie dla niej piosenki Hanki Ordonówny.

Podczas paryskiej promocji książki generała Jaruzelskiego, przetłumaczonej na język francuski, córka zaprosiła ojca do lokalu przy avenue de la Bourdonais. O mało nie skończyło się to skandalem, ponieważ polscy kelnerzy odmówili obsługi generała. Ale byli tam także kelnerzy innych narodowości, toteż obyło się bez zakłóceń.

A oto jeszcze jedna ciekawa informacja, tym razem dla szczycieńskich wielbicieli jazzu tradycyjnego. Kilkakrotnie gościł w Szczytnie słynny, krakowski zespół „Jazz Band Ball”. Został on założony przez znakomitego pianistę Jana Bobę. Otóż także i on przez pół roku występował w „Kniaziu Igorze” razem z Jurkiem.

Opowiadał mi Jerzy, jak to blady strach padł na polsko-cygański zespół, kiedy otwarto granice i do Paryża zjechał tłum artystów rosyjskich, znakomicie wyszkolonych w muzycznych szkołach, gotowych grać i śpiewać za pół darmo. Tłum ten opanował większość paryskich lokali, ale bardzo prędko restauratorzy powrócili do swoich dawnych „prawdziwych cyganów” z Polski i Jugosławii. Okazało się, że przyjęta we Francji maniera śpiewania oraz „carski” repertuar jest zupełnie nieznany współczesnym Rosjanom, a paryżanie ani myślą o zmianie artystycznych upodobań.

Andrzej Symonowicz