Projektowanie wnętrz

Robiąc porządki na pólkach domowego regału natknąłem się na dawno zapomnianą książeczkę, a właściwie broszurkę mojego autorstwa. Rzecz owa została wydana w Warszawie, w roku 1993, czyli siedemnaście lat temu i nosi tytuł „Sposób na ład i styl”. Jest to coś w rodzaju bardzo prostego, żeby nie powiedzieć prymitywnego, podręcznika do projektowania, czy raczej urządzania wnętrz mieszkalnych. Z moimi własnymi, autorskimi ilustracjami.

Pamiętam, że kiedy zlecono mi opracowanie tego rodzaju broszurki, naczelny redaktor wydawnictwa „Edytor” namawiał, abym pisał w sposób – jak sam się wyraził – zrozumiały dla „dróżnika z Mławy”. Nie wiem dlaczego wybrał akurat dróżnika i to w dodatku z Mławy, ale pojąłem, że intencją mojego zleceniodawcy było stworzenie poradnika ogólnie przystępnego.

Zacząłem książeczkę przeglądać i nieco zdębiałem. To, co napisałem siedemnaście lat temu, w przekonaniu, że przekazuję oto narodowi wiedzę ogromną i jakże NOWOCZESNĄ, dziś robi wrażenie zbioru informacji siermiężnych, zdezaktualizowanych, a przede wszystkim niebywale prymitywnych technologicznie. Toż to minęło zaledwie siedemnaście lat, a dokonany w tym czasie skok w nowoczesność całkowicie zdezawuował opisywane przeze mnie rozwiązania techniczne. Trudno dziś sobie wyobrazić wnętrza realizowane bez użycia płyt gipsowych. Bez ścian wygiętych w estetyczne łuki. Bez podwieszanych sufitów. Bez wpuszczonego w te sufity oświetlenia halogenowego. A u mnie na ten temat ani słowa. Bo to podręcznik polski. Dla dróżnika z Mławy. Rozwiązania stosowane w świecie, nam znane były tylko z literatury. I wzbudzały nieufność. Nieraz zdarzało mi się przeczytać w fachowej prasie pogardliwe opinie o amerykańskich gipsowych domkach. Czyli o tej potwornej, kapitalistycznej tandecie! Za to w mojej książce obroniły się pewne ogólne zasady zrozumienia funkcji wnętrza, jak również podstawowe zasady kompozycji przestrzennej. Stara prawda mówi, że im mniejsze wnętrze, tym staranniej należy rozdzielić funkcje – obowiązuje nadal. Oznacza to, że trzeba starannie sprecyzować, gdzie będzie miejsce do jedzenia, gdzie do pracy, gdzie do wypoczynku i tak dalej… Co więcej; jak będziemy poruszać się w pomieszczeniach, aby sobie nawzajem nie przeszkadzać. Tu już projektowanie wnętrz staje się bliskie opracowaniom drogowców, którzy starają się bezkolizyjnie wytyczyć miejskie szlaki. Tylko skala jest inna.

Z pewną satysfakcją przejrzałem także rozdział wyjaśniający zasady kompozycji. Zahaczam w nim o stare historyczne reguły, jak choćby złoty podział odcinka, ale i późniejsze „artystyczne wynalazki”, które opisuję, a które nadal są powszechnie stosowane.

Niewtajemniczonym wyjaśniam, że tak zwany „złoty podział odcinka” - zasada wymyślona przez starożytnych Greków, przy budowie świątyni Erechteion (budowa w latach 420 -406 p.n.e.) polega na tym, że dowolny odcinek dzielimy na dwie części w ten sposób, że jego krótsza część pozostaje w takim stosunku do dłuższej ja dłuższa do całości odcinka.

W roku 1947, czyli prawie dwa tysiące czterysta lat później, sławny francuski architekt, Le Corbusier oparł na tych proporcjach swój „modulor” – zasadę projektowania naśladowaną w europejskiej architekturze przez co najmniej dwadzieścia, trzydzieści lat.

Kiedy rozpoczynałem niniejszy felieton sądziłem, że napiszę coś w rodzaju podręcznikowego skryptu do projektowania wnętrz. Jakoś nie wyszło – baza, czyli moja książeczka okazała się być zbyt przestarzałą. Niemniej jeśli ktoś z moich czytelników trafi przypadkiem na owo wydawnictwo, polecam rozdział „Styl historyczny”. Nie wiem jak mi to się udało, ale na dziesięciu stronach opisałem całą historię architektury. I to wcale nie głupio! Tylko po co?

Andrzej Symonowicz