Dwa numery wstecz pisaliśmy o zagadkowym kamieniu-obelisku, który stoi w nowym parkowym kompleksie nad rzeczką Babant w Dźwierzutach. Ów obelisk, przypomnijmy, dlatego jest tajemniczy, gdyż nie ma na nim żadnych napisów (jedynie widać ślady po jakichś tablicach), przez co nie wiadomo co upamiętnia - fot. 1. Wyjaśnienia, jakie uzyskaliśmy w Urzędzie Gminy i które zamieściliśmy w „KM” nr 20 okazały się jednak nie do końca odpowiadać prawdzie. Skąd to wiemy? Otóż otrzymaliśmy dość obszerną korespondencję od pani Bogumiły Siedleckiej, która od 1958 r. do 1979 r. pracowała w Urzędzie Gminy Dźwierzuty, w ostatnim okresie piastując nawet stanowisko Przewodniczącej Gminnej Rady. Jak pisze, kamień przed rokiem 1970 znajdował się w zupełnie innym miejscu i trudno jej jest powiedzieć, co wówczas symbolizował. W chwili rozpoczęcia budowy Banku Spółdzielczego stał się jednak poważną przeszkodą.

Zagadkowy kamień - wyjaśnienie

Nie wiadomo było co z nim zrobić, aż do chwili, gdy szczęśliwie nadarzyła się okazja, nadchodzące „Dni Dźwierzut”, które mobilizowały mieszkańców do rozmaitych, wręcz heroicznych czynów. Właśnie wówczas, w czerwcu 1970 r. kamień postanowiono zachować dla potomnych, przenosząc go do parku. Nie było to łatwe, bowiem wszelkie prace wykonywano bez użycia jakichkolwiek dźwigów czy innych maszyn, a jedyną pomocą były konie, które na drewnianych wałkach przeciągnęły obelisk z dawnego na nowe miejsce. Ruch uliczny w Dźwierzutach został na ten czas wstrzymany i jak wspomina Bogumiła Siedlecka, wiele kłopotu sprawiło wyciągnięcie kamienia z ziemi. Potem jeszcze trzeba było go podnieść do góry, następnie umieścić na wałkach i na koniec zamontować w nowym miejscu. Do dziś wszystko to stoi przed oczyma naszej korespondentki, bo i wydarzenie stało się ważne w historii wsi. Pisały o nim nawet ówczesne gazety, m. in. „Dziennik Ludowy”: W ubiegłym roku gromada Dźwierzuty (wówczas był inny podział administracyjny kraju - gminy funkcjonują dopiero od 1972 r.) uroczyście obchodziła 25-lecie wyzwolenia (-). W środku wsi, przy skrzyżowaniu dróg, wzniesiono (z tej okazji) pomnik-obelisk wybijając na nim: „1945 - 1970 W DWUDZIESTĄ PIĄTĄ ROCZNICĘ POWROTU DO POLSKI - MIESZKAŃCY DŹWIERZUT.” (pogrubienie autor).

Trochę było w tym przesady, bo jak teraz wiemy pomnika nie wzniesiono, a jedynie przesunięto, choć nie bez wielkiego wysiłku. Poza tym gazeta dopuściła się też sporego zakłamania. Dźwierzut w 1945 r. nie wyzwalano, ani też nie wróciły one Polski, bo nigdy pod polskim panowaniem, czy choćby administracją nie były. Z tego też powodu Armia Czerwona nie mogła Dźwierzut wyzwolić, a jedynie zdobyć (zająć), co też uczyniła 21 stycznia 1945 r.

Powyższy komentarz nie jest bez powodu, gdyż pani Bogumiła Siedlecka na koniec swojej korespondencji pisze, że teraz, kiedy trwa urządzanie kompleksu parkowego nad rzeczką Babant, należałoby przywrócić dawną treść tablicy i wizerunek orła bez królewskiego atrybutu, tu cytat z listu:

„Nie zmieniajmy symboliki kamienia, a zatem i herbu Państwa, którym był i jest orzeł lecz wówczas bez korony. Ta historia jest już zapisana, a jej zmiana nie będzie historią prawdziwą”. Z takim podejściem piszący te słowa zgodzić się nie może.

"KURICA"

Na koniec krótko tytułem wyjaśnienia i ku zrozumieniu sprawy, kilka słów o tym, jak narodził się, podtrzymywany do końca PRL, pseudopiastowski mit orzełka bez korony. Był on noszony na czapkach żołnierzy 1. Dywizji im. Tadeusza Kościuszki, przez nich samych nazywany pogardliwie „kuricą” i stał się w 1945 r. wzorem dla godła państwowego - fot. 2.

Jest to sprawka Wandy Wasilewskiej, która twierdziła, że wzór zaczerpnęła z grobu pierwszych Piastów, których doczesne szczątki spoczywają w bazylice katedralnej Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Płocku. Chodziło o grób Hermana i Judyty Krzywoustych. Tymczasem, o czym doskonale wiedziała, ów wizerunek nie miał nic wspólnego ze starodawnym piastowskim orłem. W rzeczywistości stanowił bowiem dzieło XIX-wiecznego artysty Zygmunta Vogla, który w 1825 r. zaprojektował wedle własnej artystycznej wizji nowe ozdoby piastowskiego grobowca. O tym wszystkim możemy wyczytać w dowolnym szkolnym podręczniku historii obejmującym wojenne lata.

PODTOPIONE GARAŻE

Kilku mieszkańców Szczytna mających swoje garaże przy ul. Targowej, znalazło się od 7 maja w dość kłopotliwej sytuacji, bo nie mają gdzie trzymać swoich aut. Powód jest prozaiczny – woda, która weszła do wnętrz tych budowli.

Największego zaś pecha ma Stanisław Zęgota, którego garaż, ostatni w ciągu, został zalany najbardziej – fot. 3. Mimo że woda opadła ostatnio o jakieś 20 cm, schować swojego samochodu ciągle nie może. Pojazd cały czas, czyli praktycznie od początku maja zostawia na chodniku przed swoim blokiem, a opłatę garażową wnosić i tak musi. Pisał w tej sprawie do Urzędu Miejskiego już 13 maja br., ale jak dotąd odpowiedzi nie uzyskał, więc zwrócił się o pomoc do „Kurka”. I jeszcze jedno – przyczynę tej wysokiej wody mieszkaniec upatruje w źle poprowadzonych inwestycjach na Małej Bieli.

UNIWERSYTET POD CHMURKĄ

Od jakiegoś czasu na Małej Bieli odbywają się „pod chmurką” ciekawe wykłady z ekologii, dla uczniów szczycieńskich szkół. Prowadzone są one przez kadrę naukową Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. „Kurek” miał okazję przysłuchiwać się wykładowi dr. Grzegorza Wiśniewskiego, który prowadził go dla uczniów ZS nr 1 – fot. 4. Nie tylko nadstawiliśmy uszu, ale i rozglądając się dookoła, zauważyliśmy, że tak pięknie urządzony zakątek jest podobnie jak wspomniane wcześniej garaże pogrążony częściowo w wodzie – fot. 5.

Poza tym wielka kałuża rozpościera się tuż przy ogródku zabaw dla dzieci „Trzech Muszkieterów” i jeszcze jedna, nie mniejsza od strony targowiska. Gdy w trakcie wykładu przyszedł czas na zadawanie pytań, skorzystaliśmy z okazji, chcąc dowiedzieć się o przyczyny takiego stanu rzeczy, czyli podtopienia. Wedle doktora, popełniono tutaj pewne błędy projektowe. Brukowana alejka, która biegnie od garaży do głównego pasażu zwanego ścieżką Łabackiej działa jak lokalna grobla i nie pozwala na swobodny spływ wód opadowych – stąd kałuże. Należałoby pod nią poprowadzić sączki. Poza tym, z tego powodu, że zwierciadła wody obu oczek Małej Bieli nie układają się na tym samym poziomie, można z tego od strony targowiska spuścić wodę do tego leżącego przy ul. Sportowej, co automatycznie osuszy okolicę.

W Urzędzie Miejskim nie do końca zgadzają się z ekspertyzą dr. Wiśniewskiego, uważając, że wspomniana brukowana alejka nie działa jak grobla. Potwierdzają natomiast, że należy połączyć oba oczka rurociągiem, aby nadmiar wód z jednego spłynął do drugiego. Okazuje się bowiem, że różnica poziomów wynosi aż 50 cm! Poza tym jednak poprowadzą też i sączki. Już obecnie wykonuje się te prace tak, że nim niniejszy „Kurek” trafi do rąk Czytelników Mała Biel powinna być już całkowicie sucha, a wraz z nią garaże. Czy tak się rzeczywiście stanie - pokaże przyszłość.

OSOBLIWA NAPRAWA

Na ulicy Władysława IV niedawno postawiono nowe znaki, w tym i taki, który informował kierowców o zbliżaniu się do przejścia dla pieszych.

Niedługo stał normalnie, bo wkrótce przybrał taką oto formę – fot. 6. Jest to oczywiście sprawka jakiegoś bezrozumnego wandala, którego należałoby pochwycić, nakazać na własny koszt postawić nowy znak i dodatkowo wybatożyć. Cóż stało się, nie złapano winnego, zatem miasto musiało rzecz naprawić, aby przechodnie na uderzali głowami w niebiesko-białą tarczę. No i naprawiło, tylko jak. Firma, zajmująca się tego typu pracami, wstawiła zupełnie nową rurkę i zabetonowała ją w gruncie. Aby dobrze wszystko związało, pracownicy „unieruchomili” znak za pomocą dwóch dość cienkich drutów, które symbolizują czerwone linie na fot. 7 (inaczej nie byłyby widoczne).

Pomijając fakt, że owe cienkie druty raczej tylko symbolicznie usztywniały konstrukcję, to przecież oczywistym było, że wnet jakiś wyższy przechodzień nadzieje się na nie. Zaradzono i temu, zaopatrując druty w „ostrzegawcze” żółte wstążeczki (!).